czwartek, 10 maja 2018

2


 Trzask zamykanych drzwi samochodu. Skrzypienie śniegu pod czyimiś stopami. Czyjś głos każący wezwać komuś karetkę. Czyjeś ręce dotykające mojej twarzy.
-Otwórz oczy. Nie zasypiaj- o czym on mówi? Przecież  nie zasypiam. Jestem na dworze. Wracam z imprezy. Świętowaliśmy nasz sukces.
-Moja torba- odzywam się cicho. Gdzie ona jest? Miałam ją przecież przy sobie. Mam tam wszystko potrzebne na trening. Nie mogę jej tutaj zostawić. Nie stać mnie na nowe rzeczy. Próbuję się podnieść. Ból jest nie do zniesienia.
-Nie ruszaj się.
-Muszę znaleźć moją torbę - wiem jak absurdalnie musi to brzmieć w tej chwili. Ale nic więcej się teraz dla mnie nie liczy.
-Poszukam jej- odzywa się ktoś spokojnie, po chwili zwraca się do kogoś innego podnosząc głos- możesz poszukać tej cholernej torby.
-Musimy jechać- inny głos. Nieprzyjemny.  Bardziej zdenerwowany.
-Przecież nie zostawimy  jej tutaj.
-Musimy jechać. Zaraz będzie  karetka.
-Nie możemy.
-Nie mamy wyjścia , do cholery - ktoś jest coraz bardziej wkurzony.
-Ale..
-Rusz się .Wiesz , że żaden z nas nie powinien prowadzić- z oddali słyszę dźwięk ambulansu- popieprzyło Cię? Chcesz żebyśmy w jednej chwili stracili wszystko?
-Nie zostawiaj mnie samej. Proszę - ledwo słyszalny szept wydobywa się z moich ust. Nie chcę być tutaj sama. Boję się. Tak strasznie się boję.
-Przepraszam- jedno słowo. Tak naprawdę chyba nic nie warte w tej chwili.
Odchodzą obydwoje. Kolejny trzask zamykanych drzwi samochodu. Odjeżdżają zostawiając mnie samą. Jest mi zimno. Cholernie zimno. Nie mam siły dłużej walczyć z zamykającymi się powiekami. Zamknę je tylko na chwilę. Na sekundę. Muszę odpocząć.



Budzę się wsłuchując się w monotonny dźwięk wydobywający się z tych dziwnych rzeczy stojących przy moim łóżku.
-Córeczko, obudziłaś się  - mama? Skąd ona się tutaj wzięła? I co ja tutaj robię? Staram sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Mecz. Sukces , mój i Lei. Kolacja. Powrót do domu. Wiadomość od Luci. Pisk opon. Ból. Ciemność. Przymykam z powrotem oczy.
-Gdzie ja jestem?- z moim ust wydobywa się jakiś ochrypły dźwięk.
-W szpitalu, Emily. Miałaś wypadek.
Próbuję się podnieść . Nie potrafię. Próbuję spojrzeć w dół. Co też zbytnio mi nie wychodzi. Na szyi mam założone coś, co chyba nazywa się kołnierzem ortopedycznym. Prawa ręka znajduje się w gipsie. Unoszę pomału lewą dotykając swojej twarzy. Czuję pod palcami opatrunek zakrywający jej prawą część .
-Jak długo tu jestem?
-Kilka dni. Miałaś operację- operację? Czego? Przecież nic wielkiego mi nie jest. Nie może być.
-Muszę stąd wyjść. Mam treningi.
-Nie myśl teraz o tym - z oczu mamy spływają łzy. No tak, ale ze mnie idiotka. Przecież chyba mam złamaną rękę. Ot tak, nie wsadzili by mi jej do gipsu. Do sali wsuwa się Lisa. Zaraz za nią pojawia się jakiś facet w białym kitlu.
-Za ile mi to ściągną? Muszę trenować- odzywam się w jego kierunku. Jego spojrzenie pada na moją mamę. Ta kręci głową przecząco. Lisa ociera łzy z twarzy. Co jest do cholery? Wiem ,że złamana ręka jest trochę przerąbana w moim wypadku. Ale chyba pozbędę się szybko tego gipsu. Nie muszą płakać z tego powodu. Zbiorę się w garść i szybko to nadrobię.
-Cztery tygodnie- długo. Ale dam radę Nie poddam się tak łatwo. Nie po to pracowałam ciężko na swój sukces ,żeby złamana ręka mi w nim przeszkodziła.
-Nie płacz, mamuś. To tylko ręka. Zrośnie się i będzie jak nowa- no tak to wszystko musiało jej przypomnieć o ojcu. Dlatego jest taka załamana - nic więcej mnie nie boli. Będzie dobrze.
No właśnie. Nic więcej mnie nie boli. A chyba powinno. Przecież nieźle rąbnęłam na tej ulicy. I wyszłam z tego tylko ze złamaną ręką. Tylko dlaczego nie mogę wstać. I mam to dziwne coś na szyi.
-Emily, musimy teraz coś sprawdzić- lekarz podchodzi do mnie, zsuwając ze mnie kołdrę.Dopiero teraz zauważam gips na prawej łydce. Cholera. To już trochę gorzej.  Widzę ,że dotyka czymś moich nóg. Tylko ja niczego nie czuję. Dlaczego do cholery niczego nie czuję.
Jedno spojrzenie w kierunku mojej mamy i siostry uświadamia mi co jest grane. Tylko ,że ja się nie zgadzam. To niesprawiedliwe. Z moich ust wydobywa się rozdzierający płacz. To nie może być prawda. Ja muszę grać. Lisa przytula mnie do siebie.  Jej łzy mieszają się z moimi. Wpadam w coraz większą histerię. Dopiero delikatne ukłucie w ramię sprawia, że odpływam gdzieś daleko.


Kolejne dni mijają zlewając się w jedno. Przy moim łóżku na przemian widzę mamę, Lisę lub Leę. Często pojawia się Luca i Elias. Nie mam pojęcia po co . I tak prawie z nimi nie rozmawiam. Nie mam ochoty. Nie mam o czym. Mówią do mnie . Opowiadają co się dzieje, za murami tego pieprzonego  budynku . Nie wiem po co. I tak ich nie słucham. Nie chcę słuchać.  Ale i tak ciągle przychodzą i gadają. Na okrągło. Powodując u mnie coraz większą złość.

Po kilku dniach znika opatrunek z mojej twarzy. Ukazując bliznę przecinającą prawie cały policzek.
-Nie martw się, za niedługo nie będzie już prawie widoczna- odzywa się Lisa. Teraz jej kolej na siedzenie przy mnie.
-Nie martwię się- prycham tylko. Bo czym się mam martwić? Czym jest ta mała blizna w porównaniu z tym , że już nigdy nie zagram ? Nigdy nie wejdę na boisko. Nigdy nawet nie przejdę kilku kroków. Próbują mi wciskać , że rehabilitacja na pewno się uda, że będę mogła chodzić. Ale i tak im nie wierzę. Po co? Nie chcę się boleśnie rozczarować. Zresztą nawet gdyby jakimś cudem mi się udało. Na zagranie i tak nie mam szans. A to jedyne co potrafię i na czym mi zależy.


Cztery tygodnie. Dwadzieścia osiem dni. Sześćset siedemdziesiąt dwie godziny. Na tym przeklętym łóżku. Lea z Lisą pomagają mi usiąść na  wózku. Zaraz ściągną mi gips. Obie są tak podekscytowane tym faktem, że ogarnia mnie pusty śmiech. Patrzę na nie za złością. Lea pcha wózek z tyłu. A Lisa radośnie podskakuje obok mnie.
-Możemy na chwilę na spacer? - Lisa wpatruje się z błaganiem w pielęgniarkę wyswabadzającą moją rękę i nogę z tego cholerstwa.
-Ale nie na długo- uśmiecha się do niej. Nie potrafiąc jej odmówić - Emily tylko załóż coś na siebie. Jeszcze jest chłodno.
-Jasne- przewracam oczami. Miałam cichą nadzieję , że się nie zgodzi. Przez chwilę jednak spoglądam na radosną buzię mojej siostry i karcę się w myślach. Przecież to nie jej wina. Że życie rozsypało mi się na kawałki. To moja wina. To ja wlazłam na tą ulicę, tam gdzie nie powinnam. I jakiegoś idioty który nawet nie poczekał na przyjazd karetki. I zwyczajnie zwiał. Do dziś nie wiadomo kim on był. Ja sama pamiętam tylko , że było ich dwóch. Nic więcej. Żadnych twarzy, koloru samochodu. Nic. Kompletna pustka.
A młoda w końcu stara się jak tylko może , umilić mi każdy dzień. Wracamy na chwilę do pokoju. Lisa mimo moich protestów rozczesuje moje włosy. Które układają się w delikatne fale opadając na ramiona.  Lea pomaga mi założyć kurtkę i buty. Po chwili już znajdujemy się w przyszpitalnym parku. A ich wesołą paplaninę słychać w promieniu kilkunastu metrów.






3 komentarze:

  1. Chyba jestem pierwsza xd
    Ogólnie, to coś tak przeczuwałam, że ten wypadek nie skończy się dla Emily najlepiej, że raczej będzie końcem jej sportowej kariery ( choć oczywiście nigdy nie wiadomo). Strasznie jest mi jej żal, w końcu gra była dla niej wszystkim. Mam nadzieję, że rehabilitacja przyniesie jakieś efekty i dziewczyna stanie na nogach, a kto wie, może nawet i wróci do sportu. Nie takie cuda się przecież zdarzały.
    Bardzo ciekawi mnie, kim byli ci mężczyźni w samochodzie. Coś czuję, że może mieć to naprawdę duże znaczenie dla przyszłej fabuły. Mam pewne podejrzenia, ale na razie nic nie powiem.
    Osobiście zastanawiam się też, gdzie się podział Luca. Przecież jego dziewczyna prawie straciła życie w wypadku, nie może chodzić, powinien być przy niej, wspierać ją. A on tak po prostu zniknął. Bardzo niefajnie.
    Dobrze, że Emily może liczyć na siostrę i przyjaciółkę. Przynajmniej nie jest sama w tym trudnym okresie. Wierzę, że z ich pomocą jeszcze dojdzie do siebie.
    Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro wymieniamy miejsca komentarzy, to jak dobrze pójdzie, to będe druga :') Chyba, że ktoś mnie wyprzedzi, ale oby nie
    Mam skrytą nadzieję i modlę się o to żeby wypadek nie oznaczał końca przygody z piłką ręczną. Kurcze tak mi szkoda Emily, bo przecież jej kariera miała się dopiero zacząć, a tu wystarczył nieszczęśliwy wypadek i wszystko legło w gruzach. Musimy teraz liczyć na rehabilitację, ale myślę, że pozytywne skutki zależą też od stosunku pacjenta, a Emily na razie nie wykazywała jakiś chęci. Wiadomo to początki, ale powinna wierzyć w happy ending!
    Mężczyźni w samochodzie mają przerąbane. Nie wybacze im tego. Co to miało niby być? Co z tego, że zadzwonili po karetkę, ale uciec z miejsca wypadku. Tak robią tylko same kanalie. Nie obchodzi mnie, że mieliby problemy. Mam to daleko w poważaniu. Są u mnie przekreśleni i tyle w tym temacie.
    Dobrze, że naokoło pacjentki są obecne osoby, którym na niej zależy. Dodają jej siły w tym fatalnym czasie, a przecież dla nich też nie jest to łatwe. Widzę, że Violin też zastanawia się nad tym co ja, czyli co z Luką? W tamtym rozdziale był mega obecny, a teraz stał się nijaki? Czyżby chwilowe niedyspozycja Emily mu nie odpowiadała?
    Oj ciężkie teraz będzie życie Emily. Zobaczymy co tam zaplanowałaś,
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, moje najgorsze obawy się spełniły i Emily przez ten wypadek, została sparaliżowana. 😥😫
    Oznacza to praktycznie, koniec jej kariery... Wszystkie jej plany i marzenia, zostały zniszczone.
    Mimo że mam nadzieję na to, że rehabilitacja da jakieś efekty i dziewczyna zacznie chodzić. To równocześnie wiadomo, że będzie to bardzo mozolny proces i może zająć długi czas.
    Bardzo jej współczuję, spotkało ją ogromne nieszczęście.
    Będzie potrzebowała ogromnego wsparcia, bliskich jej osób, aby poradzić sobie z tą tragedią, jakiej teraz doświadcza. Dobrze, że jej siostra i przyjaciółka, starają się jak tylko mogą, aby dodać jej otuchy. Zastanawia mnie tylko, gdzie jest Luca?
    On bezwzględnie powinien być przy niej.
    Wracając, jeszcze do samego wypadku. Po prostu brakuje słów do tych "dwóch panów " i ich zachowania.
    Nie dość, że jeden z nich spowodował wypadek to jeszcze uciekli z miejsca zdarzenia. 😡😠 To naprawdę było okropne. Dobrze, że przynajmiej zadzwonili po karetkę, a nie zostawili Emily na pewną śmierć. Choć jeden z nich posiadał w sobie jakieś skrupuły.
    Przeczuwam, że mogą oni odegrać tu jeszcze jakąś istotną rolę.
    Czekam z niecierpliwością na następny rodział, mając nadzieję że Emily się do reszty nie załamie i jakoś pozbiera, po tym wszystkim co ją spotkało.

    OdpowiedzUsuń