poniedziałek, 7 stycznia 2019

Epilog

 

       Na początku nie miałam ochoty mówić Richardowi, co tak naprawdę mnie dręczy. Ale doszłam do wniosku, że jeśli  chcę z nim stworzyć coś trwałego. To muszę mu powiedzieć. Nie chciałam zaczynać kolejnego związku od kłamstwa, bo jak zdążyłam się już sama przekonać. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego.
 Dlatego pełna obaw , wyznałam mu że tęsknię za Andreasem. Tęsknię za rozmowami z nim. Za jego uśmiechem. Za tym, że zawsze był gdy go potrzebowałam. Że tak po prostu tęsknię za przyjacielem, jakim był dla mnie na początku naszej znajomości. Zanim oboje zapętliliśmy się w swoich niepotrzebnych kłamstwach.
 Bo tak naprawdę nie mogłam go winić za wszystko. Sama ponosiłam dużą część winy tego co się stało. Przecież, gdybym tak usilnie nie chciała wyprzeć się swojego uczucia do Richarda. Do niczego by nie doszło. To ja , w pełni świadomie wykorzystałam do tego Andreasa. Łudząc się, że przy nim zapomnę. Że uda mi się stworzyć coś z kimś kogo nie kocham. Ciągle nie potrafiłam sobie wybaczyć, że przez swój upór i zaślepienie, straciłam przyjaciela.
 Najgorsze było to , że ciągle byłam zbyt dumna i uparta. Żeby z nim porozmawiać. Żeby spróbować wrócić do tego co było na początku.
 Poza tym bałam się, nie wiedząc co siedzi teraz Andreasowi w głowie. Czy nadal wmawia sobie chorą miłość do mnie ? Czy  znów nie zacznie kombinować? Czy kolejny raz nie będzie próbował rozdzielić mnie z Richardem? Wszystko to ciągle mnie przerażało. I zakłócało mój spokój , który w końcu zaczęłam odzyskiwać.




   Już za kilka godzin Audi Arena miała zapełnić się tysiącami kibiców. Którzy będą dopingować swoich faworytów w dzisiejszych kwalifikacjach. Uśmiecham się do siebie  na samą myśl o tym, że spędzę kolejny dzień z Richardem. Wczoraj postanowiłam w końcu mu zaufać . I miałam nadzieję, że tego nie pożałuję.
 Zeskakuję z łóżka, gdy słyszę podekscytowane głosy dzieciaków na korytarzu. Otwieram drzwi, w szoku wpatrując się w Leę i moją siostrę pomiędzy  nimi.
-Co Wy tutaj robicie?- z okrzykiem wtulam się w ich ramiona. Ciągle nie mogąc uwierzyć, że tutaj są.
-Stephan nas przed chwilą  przywiózł- odzywa się nieśmiało Lea. A Lisa parska śmiechem. I obie wchodzą do pokoju.
A do mnie  dopiero po chwili dochodzi, sens tego co powiedziała.
-Stephan? Czy Ty aby nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
-Właściwie to nie wiem - jęczy, coraz mocniej się czerwieniąc. A my obie z Lisą wybuchamy śmiechem.
-Za to my już obie wszystko wiemy- rzucam. Uchylając się przed poduszką lecącą w moim kierunku.
-Powiedz lepiej , czy ta świąteczna rozłąka zmieniła coś między Tobą , a Richardem- Lea szybko zmienia temat, ciągle mierząc we mnie poduchą.
  Opowiadam im wydarzenia wczorajszego dnia. Pomijając jedynie temat Andreasa. I szczegóły które według mnie nie są odpowiednie dla mojej młodszej siostry. Choć jak znam je obie, doskonale wiedzą jak to się skończyło.
  Ciągle w doskonałych humorach, wychodzimy z domu dziecka. Kierując się w stronę ośrodka. Z którego Richard obiecał nas zabrać. Abyśmy nie musiały stać przed bramą, czekając na jej otwarcie. W tłumie kibiców, zbierających się tam już od kilku godzin.


 Zatrzymuję się gwałtownie, gdy przed budynkiem widzę bruneta z siostrą. W sumie mogłam się jej tutaj spodziewać. To przecież logiczne, że przyjechała wspierać brata w tym corocznym wydarzeniu.  Lea popycha mnie delikatnie w ich stronę, chwytając moją dłoń. I tym małym gestem próbuje dodać mi otuchy.
 Richard odwraca się niespodziewanie,  uśmiechając się na mój widok. A na twarzy jego siostry pojawia się delikatny uśmiech. Gdy chłopak przyciąga mnie do siebie, całując w policzek.
-Chyba powinnam Cię przeprosić- Selina odzywa się pierwsza , miło mnie zaskakując. Dziewczyny od razu odciągają na bok Richarda, chcąc dać  nam chwilę na rozmowę- trochę przegięłam ostatnio. Nie znając zbytnio sytuacji. I zbyt pochopnie Cię oceniłam.
-Teraz już znasz?- uśmiecham się do niej.
-Richard wszystko mi opowiedział. Gdy był w domu na święta. Wcześniej, nie miałam o niczym pojęcia. Myślałam, że nieźle się bawisz , a on cierpi. A tak naprawdę, to Ty cierpiałaś przez niego. Przez ten wypadek. Przez jego głupotę- prycha ze złością.
-Więc o wypadku też wiesz- mówię cicho.
-Wiem. Musisz  bardzo go kochać. Że wybaczyłaś mu coś takiego.
-Czy ja wiem , czy bardzo- parskam śmiechem, kiwając na chłopaka . Który nie spuszcza z nas wzroku. Przytulam się do niego jak tylko podchodzi. Podnoszę głowę, patrząc mu prosto w oczy- jak myślisz , kocham Cię bardzo?
-Myślę, że ja kocham Cię  bardziej- śmieje się nie wypuszczając mnie ze swoich objęć. A ja jestem najszczęśliwsza na świecie. I tylko widok Andreasa stojącego kilka metrów dalej nie daje mi spokoju.


    Po skończonych kwalifikacjach, stoimy wszyscy na skoczni w doskonałych nastrojach. W ogóle nie zwracając uwagi na coraz większy mróz. I płatki śniegu, opadające na wszystko w około.
Czuję w kieszeni wibrujący telefon i odchodzę na bok, aby móc w spokoju porozmawiać z mamą. Ciekawą wyników dzisiejszych zmagań. Które niestety musiała spędzić w pracy. Po zrelacjonowaniu jej wszystkiego z największą dokładnością. Chowam telefon do kieszeni. I odwracam się z zamiarem powrotu do reszty towarzystwa. Gdy mój wzrok przykuwa postać Andreasa. stojącego kilka kroków ode mnie. Waham się tylko sekundę . I już po chwili stoję przed nim. Nie spuszczając z niego wzroku. Odzywam się pierwsza, choć jeszcze niedawno nie miałam ochoty tego robić.
-Przepraszam, nie pow...
-Ty mnie Em? Nie masz za co- przerywa mi całkowicie zaskoczony.
-Proszę nie przerywaj mi , bo muszę to w końcu z siebie wyrzucić- uśmiecham się słabo- przepraszam, że Cię wykorzystałam. Przepraszam, że zgodziłam się być z Tobą, bo chciałam zapomnieć o Richardzie. Mimo, że gdzieś tam w głębi duszy czułam, że to nigdy mi się nie uda. Przepraszam, że mieszałam Ci niepotrzebnie w głowie. Bojąc się swoich prawdziwych uczuć. Przepraszam, że wykorzystywałam to, że byłeś we mnie tak zapatrzony. Byłeś gotów spełnić każdą moją zachciankę. Wiedziałam, że jesteś gotowy zrobić dla mnie wszystko. I perfidnie to wykorzystywałam.
Spuszczam głowę, wstydząc się tego co zrobiłam. Jest mi potwornie głupio. I czuję łzy zbierające mi się pod powiekami.
-Wcale nie czuję się przez Ciebie wykorzystany. Więc nie musisz, aż tak się przejmować. Mało tego, mnie podobało się to wykorzystywanie- wybucha śmiechem, rozluźniając atmosferę - Sam się na to godziłem, Em.  Przecież od dawna wiedziałem, że to jego kochasz. Że jesteś ze mną , bo tak bardzo się o niego boisz. Okłamywałem Cię, zmuszając do tego żebyś ze mną była. Więc to ja muszę Cię przepraszać. I błagać o wybaczenie  Em.
-Jesteśmy siebie warci, co?- śmieję się. Nie mając ochoty, dłużej się na niego wściekać.
-A Ty myślisz , że dlaczego podszedłem do Ciebie w szpitalu? Od razu wiedziałem , że się dogadamy- parska- tylko potem przez moment coś mnie zaślepiło. Ale w końcu przejrzałem na oczy.
-To znaczy , że...- przerywam, wpatrując się w niego w oczekiwaniu.
-To znaczy, że jesteś niezłą dziewczyną, ale przyjaciółką jeszcze lepszą- podnosi mnie do góry. Okręcając w okół siebie.  Przestaje dopiero wtedy , gdy słyszymy obok siebie głosy całej reszty.
Odsuwam się od Andreasa, szukając wzrokiem Richarda. Stoi z boku przyglądając nam się z lekkim uśmiechem. I już po chwili, jestem przy nim zachłannie wpijając się w jego usta.

-A Wy co ? Najwyższy czas się stąd zbierać i położyć się do łóżka- odrywamy się od siebie, słysząc za sobą głos Wernera. Próbuje udawać poważnego, ale widzę jak drgają mu kąciku ust- tylko osobno, jutro konkurs . Rozumiemy się?
-Oczywiście- wszyscy równocześnie kiwamy głowami, wybuchając śmiechem. I powoli zbieramy się w stronę ośrodka.


-Słyszałem , że nie musisz dzisiaj wracać do siebie- Richard szepcze mi do ucha , przyciągając do siebie.
-A ja słyszałam , że dzisiaj mamy spać osobno- droczę się z nim, w ogóle nie mając ochoty zostawiać go samego- masz być na jutro wypoczęty, I gotowy do walki o podium.
-Ale ja najlepiej wypoczywam przy Tobie- jęczy, robiąc minę proszącego szczeniaka.
-I może chcesz mi jeszcze powiedzieć, że jak sobie teraz pójdę . To jutro nie dasz rady i źle skoczysz?- pytam ze śmiechem.
-Dokładnie- chwyta mnie za rękę ciągnąc w kierunku swojego pokoju- więc jeśli nie chcesz , żeby Werner się na mnie jutro wściekł. Musisz tu zostać. Chyba nie chciałabyś zawieść tych wszystkich kibiców, prawda?
  Wybucham śmiechem , pozwalając mu się prowadzić do siebie. Przecież kibice są ważni. Nie mogłabym im tego zrobić. Muszę tu zostać. Muszę i chcę. Z nim . Dziś, jutro, na zawsze.
-Porozmawiasz ze mną chwilę ?- uśmiech znika mi z twarzy , gdy słyszę za sobą głos Markusa. Zatrzymuję się w pół kroku, stając za Richardem- a najlepiej gdybyście oboje mogli ze mną porozmawiać.
 Richard spogląda najpierw na niego, później na mnie. Widzę pytanie w jego oczach. Czeka na moją decyzję. Czy chcę. Czy mam ochotę rozmawiać z Markusem. Kiwam delikatnie głową. Chcę tej rozmowy.
 Wchodzimy w trójkę do pokoju Richarda.  Stoimy przez chwilę na przeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Ja i oni. Ja i dwójka facetów przez których moje życie straciło sens. Albo może ja, Markus i Richard  dzięki któremu wszystko na powrót nabrało sensu. Mimowolnie uśmiecham się. Co dodaje chyba trochę odwagi Markusowi , bo odzywa się cicho.
-Przepraszam. Ciebie chyba najmocniej Em. Ale Ciebie też- zwraca się do Richarda- zachowałem się jak tchórz. I wtedy w Monachium. I później. Później zresztą chyba jeszcze gorzej. Nie będę się tłumaczyć. Bo po co? Dopiero niedawno zrozumiałem, jak mocno Was skrzywdziłem. Przecież gdybym przyznał się od razu...
-Nie chcę do tego wracać- przerywam mu. Dość mam rozpamiętywania tego co wtedy się stało. Niczego to już nie zmieni. A ja nawet nie chcę niczego zmieniać.
-Jeśli tylko chcesz zgłoszę się na policję. Wezmę wszystko na siebie. Nawet nie wspomnę, że byłem tam z Richardem.
-Nie chcę. Życia z przed wypadku mi to nie przywróci Markus- uśmiecham się chwytając za rękę Richarda. Nie chcę już tamtego życia. Mam nowe. Może całkiem inne. Ale jest w nim ktoś kogo kocham- nie mam do Ciebie pretensji. Już nie. Dlatego zostawmy to tak jak jest.
-Cieszę się , że jesteś szczęśliwa. Że oboje jesteście- rzuca jeszcze. I wychodzi zostawiając nas samych. Brunet przytula mnie do siebie. Równocześnie ciągnąc w kierunku łóżka.
-Naprawdę jesteś szczęśliwa? - szepcze wprost do mojego ucha.
-Chyba nigdy nie byłam szczęśliwsza- wtulam się w jego ramiona. Czując ,że w końcu odnalazłam szczęście. W tym małym miasteczku na południu Niemiec. Szczęście, spokój  i  miłość. Dzięki której moje życie znów nabrało sensu. A przed którą na początku tak bardzo się broniłam.