Chyba niepotrzebnie się uniosłam przy pożegnaniu z Leą. Zaczęłam żałować swoich słów, już w momencie jak kończyłam je wypowiadać. Przecież to nie jej wina. Że ona jest zdrowa. A ja nie.
Ale to wszystko, ciągle jest dla mnie nie do zniesienia. I naprawdę nie potrafię sobie z tym poradzić.
Może ten wyjazd naprawdę dobrze mi zrobi. I to nie z powodu rehabilitacji. Ale z powodu zmiany mojego otoczenia. Bo tak naprawdę przebywanie w Monachium, spotkania z Leą. Ciągle przypominałyby mi o tym co się stało. I co straciłam. A tam, prawie dwieście kilometrów od domu. Miałam małą szansę na zapomnienie o tym wszystkim. Przynajmniej na chwilę.
Tylko dlaczego muszę być skazana na Andreasa, na okrągło. Nie , żebym go nie lubiła. Bo lubiłam. Mimo naszych wiecznych sprzeczek. Które tak naprawdę prowokowałam ja. Po tych kilkunastu dniach okazał się niezłym kumplem. I może właśnie to mnie tak przerażało. Że mogłabym polubić go za bardzo. A tego bym nie chciała. To było niemożliwe. Nie mogłam nawet do tego dopuścić. Wolałam uniknąć sytuacji w których on mógłby się poczuć niezręcznie w stosunku do mnie. Ja byłam tylko dziewczyną na wózku. Której on, światowej sławy skoczek chciał pomóc. Nie miałam pojęcia dlaczego.
-Zatrzymasz się tutaj? Pójdę po jakąś kawę- z zamyślenia wyrywa mnie głos z tylnego siedzenia. Brunet zatrzymuje samochód na parkingu stacji, a Andreas znika za jej szklanymi drzwiami. Zostawiając nas samych.
-Jesteś osobistym kierowcą Andreasa?- uśmiecham się po krótkiej chwili chcąc przerwać ciszę panującą w samochodzie od momentu wyjazdu ze szpitala.
-Powiedzmy - śmieje się lekko- po prostu tam mieszkam.
Na jego słowa przewracam oczami. Nieźle się zapowiada. Czyli na miejscu będzie ich więcej.
-Ilu Was tam mieszka? Chciałabym się przygotować- moje słowa wywołują u niego kolejny uśmiech.
-Tylko ja i Karl. Więc spokojnie.
-A więc trójka. Lepsze to od całej szóstki.
-Andreas tak bardzo daje Ci w kość?
-On po prostu jest..- przerywam ze śmiechem. Nie mam pojęcia czemu w ich towarzystwie śmiech tak łatwo przychodzi- czasem brakuje mi słów , żeby go określić.
-Cały Andreas.
-Nie wiem czemu tak się na mnie uparł.
-Bo lubię Cię wkurzać - roześmiana głowa chłopaka pakuje mi się do samochodu przez okno, podając nam kawę - i wprost nie mogę się doczekać tych wszystkich tygodni spędzonych w Twoim towarzystwie.
-Ale w osobnym pokoju.
-Nad tym to jeszcze pomyślę- mruga do mnie . Zajmuje w końcu swoje miejsce i ruszamy w milczeniu w dalszą drogę.
Andreas całą drogę obserwował ich z tylnej kanapy samochodu. Jego kumpel zachowywał się przy niej inaczej niż zwykle. Był spięty, jakby nerwowy. W ogóle nie przypominał chłopaka którego znał od dobrych kilku lat.
Choć, jakby tak się zastanowić. Taki stan u Richarda trwał już od prawie dwóch miesięcy. A pogłębiał się bardziej w towarzystwie Emily. Nie miał pojęcia czym to mogło być spowodowane. Pamiętał ,że Richard zaczął się dziwnie zachowywać po jakimś wolnym od skoków weekendzie. Wrócił po nim jakiś nieswój. Nie potrafił się skupić na zawodach , ani na niczym innym. Jego wyniki nagle poleciały w dół. I ze skoczka który ostatnio prawie na każdych zawodach stawał na podium. Stał się skoczkiem który ledwo mieścił się w trzydziestce.
Do tego mało rozmawiał z kumplami z kadry. A z Markusem wręcz schodzili sobie z drogi. Mimo , że wcześniej byli najlepszymi kumplami. I zawsze trzymali się razem. Andreas nawet planował , pogadać z obojgiem co jest grane. Czy poszło o jakąś dziewczynę do której razem startowali, czy o coś poważniejszego. Ale potem nagle zaliczył upadek i nie miał do tego głowy. Wylądował w szpitalu. Poznał Emily. I cała reszta tak naprawdę przestała mieć znaczenie.
Przypomniał sobie o tym teraz. Zerkając to na niego. To na nią. Obiecał sobie, że po przyjeździe na miejsce. W jakiś dzień musi pogadać z kumplem. I dowiedzieć się co takiego się stało.
Byłam szczęśliwa , gdy samochód w końcu zatrzymał się pod dwupiętrowym długim budynkiem. Który jakoś słabo pasował mi do tego małego miasteczka otoczonego górami. W niewielkiej odległości rozciągał się kompleks skoczni narciarskich. Na których zapewne całe to towarzystwo będzie odbywać treningi. Więc czasem będzie ich tu jeszcze więcej. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Cały ten pobyt , to wszystko nie skończy się dobrze. Nie ma w ogóle takiej opcji.
- Zaraz po Ciebie wrócę- Andreas uśmiechnął się tylko i poszedł powoli w stronę budynku. No w takim tempie to zapewne nie będzie zaraz. Uchyliłam lekko drzwi samochodu, rozkoszując się widokiem rozciągającym się przed moimi oczami. Przynajmniej tyle dobrego z pobytu tutaj.
Brunet, chyba Richard, całą drogę starałam się przypomnieć sobie jego imię. Wyciągnął nasze torby z bagażnika. I ustawił wózek przy mnie.
-To jego zaraz, to chyba nie będzie tak szybko- uśmiechnął się nieśmiało.
-Zdałam już sobie z tego sprawę- chciałam się zaśmiać , niestety jakoś teraz, w tym momencie. Nie potrafiłam.
-Pomogę Ci- zanim z moich ust wydobyło się choć słowo, już byłam u niego na rękach. Czy oni tak wszyscy , muszą to robić? Sekundy mijały, zamieniając się chyba w minuty, a ja wciąż byłam gdzieś w powietrzu. Na jego rękach. Nie na wózku. Tam gdzie moje miejsce. Nie potrafiąc oderwać od niego wzroku.
-Trzymanie Emily na rękach to moje ulubione zajęcie. Nie zapominaj o tym- wybuch śmiechu Andreasa przywraca mnie do świadomości. Patrzy na nas z uśmiechem. Ale ze złością w oczach.
Brunet sadza mnie delikatnie. Świadomość tego, jak podobały mi się ostatnie sekundy wpędza mnie w przerażenie. Broniłam się tak zaciekle przed jednym, zapominając , o tym że jest ich więcej.
Pokoje na szczęście mamy osobne. Szkoda tylko, że graniczą ze sobą. Więc będę go miała na okrągło u siebie. Oba mieszczą się na parterze budynku. Co znacznie poprawia mój nastrój. Będę mogła wychodzić kiedy chcę. Bez proszenia kogokolwiek o pomoc. Przed oknami rozciąga się ogród, na który mam również bezpośrednie wyjście. Uśmiecham się do siebie. Może wcale nie będzie tak źle.
Andreas znika u siebie, zostawiając nas samych. Jeszcze nigdy w życiu tak mocno nie przeszkadzała mi cisza.
-Dziękuję- to jedyne co teraz przychodzi mi na myśl.
-Za co? Nie zrobiłem nic takiego- jest wyraźnie zmieszany.
-Tak ogólnie. Za przywiezienie tutaj. Za pomoc.
-Nie ma sprawy, naprawdę. Będę się zbierał. Na pewno jesteś zmęczona - odwraca się w kierunku wyjścia.
-Mieszkasz daleko stąd?- nie mam pojęcia dlaczego spytałam.
-Kawałek. Kiedyś Ci pokażę - uśmiecha się jeszcze i znika za drzwiami. Zostawiając mnie samą. Wpatruję się w zamykające się za nim drzwi. Otrząsam się z zamyślenia, postanawiając się rozpakować póki jestem sama. Za chwilę na pewno zjawi się u mnie Andreas, żeby zacząć umilać mi pobyt tutaj. Jestem ciekawa czy będę miała przynajmniej chwilę wolnego. Czy będzie przy mnie na okrągło. Tak naprawdę bałam się tego wszystkiego. Andreasa, Richarda i całego tego wesołego towarzystwa, które zapewne często tutaj będzie. Bałam się , że mogłabym poczuć cokolwiek do któregokolwiek z nich. Bałam się rozczarowania i cierpienia. Nie po to zerwałam z Lucą, żeby teraz zakochiwać się w kimś innym. Bo to nie miało w moim przypadku żadnej przyszłości.